Naszą wyprawę rozpoczęliśmy 25 maja anno Domini 2015 z dworca kolejowego PKP w Lublinie. Jak to często bywa, najwspanialsze podróże i przygody zaczynają się właśnie od małego kroku, czyli od przestąpienia progu własnego domu. I to te małe kroki okazują się być wstępem do wspaniałej i niezapomnianej wyprawy! Naszą wyprawę rozpoczęliśmy 25 maja anno Domini 2015 z dworca kolejowego PKP w Lublinie. Jak to często bywa, najwspanialsze podróże i przygody zaczynają się właśnie od małego kroku, czyli od przestąpienia progu własnego domu. I to te małe kroki okazują się być wstępem do wspaniałej i niezapomnianej wyprawy!

Niedługo po tym, jak usłyszeliśmy gwizdek na lubelskim peronie przemierzyliśmy ponad 1000 km drogą lądową i powietrzną, aby po kilku godzinach podróży znaleźć, się w Spoleto, miejscowości, w której miało miejsce tzw. „pierwsze nawrócenie” św. Franciszka. To właśnie tu Bóg przemówił do Franciszka: Franciszku, komu chcesz służyć: Panu czy słudze? (…) Powróć więc do swojej ziemi, a tam się dowiesz, co masz czynić.”

Po Mszy świętej w starożytnej krypcie kościoła św. Sabina wzniesionego w Spoleto w VI w. zjedliśmy naszą pierwszą włoską kolację i udaliśmy się na krzepiący nocleg, bo przed nami niespełna 90 km pieszej wędrówki po górach!

Szlak św. Franciszka prowadzący do Asyżu podzielony jest na kilka wariantów, via di Roma, via del nord i via del sud. My wybraliśmy ten ostatni – czyli szlak południowy, a pieszą wędrówkę rozpoczęliśmy w miejscowości Ceselli. Wspaniałe górskie widoki umilały nam trud często niełatwych i stromych podejść. Już pierwszego dnia mogliśmy poczuć ciężar plecaków i ból nieprzyzwyczajonych do wspinaczki nóg… Jednak ocierając pot z czoła podziwialiśmy piękno włoskiej Umbrii i cieszyliśmy się naszą małą wspólnotą. A Opatrzność Boża błogosławiła nam piękną pogodą i dachem nad głową w czasie deszczu.

Późnym popołudniem dotarliśmy do Monteluco – eremu franciszkańskiego z XII w. Pustelnia została założona przez św. Franciszka i jego towarzyszy. Położona w lesie na niegdyś pogańskim wzgórzu była wspaniałym miejscem na modlitwę, umartwienia i dojrzewanie w wierze. Duch kontemplacji, cisza i okazane nam dobro sprawiły, że nie mieliśmy ochoty wyruszać w dalszą podróż… Ale przecież jeszcze tak wiele pięknych miejsc przed nami…

Schodząc z Monteluco naszym oczom ukazał się imponujący Ponte delle Torri – most z XII w. zbudowany na pozostałościach starożytnego rzymskiego akweduktu. Uwieczniliśmy go na kliku pamiątkowych zdjęciach i ruszyliśmy w stronę katedry Santa Maria Assunta, której fasadę zdobi wspaniała mozaika Chrystusa Pantokratora. We wnętrzu katedry nacieszyliśmy oczy freskami Pinturicchio, a ducha pokrzepiliśmy listem napisanym własnoręcznie przez św. Franciszka do brata Leona. Wychodząc z miasta dopełniliśmy szczęścia wizytą w jednym z najstarszych kościołów Włoch – San Salvatore, którego powstanie datuje się na przełom IV-V w. Wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO emanuje klasycznym pięknem, prostotą, i jednocześnie zawstydza swoim majestatem.

Kończąc nasz 20-sto kilometrowy spacer z Monteluco do Campello zatrzymaliśmy się jeszcze na chwilę wytchnienia w jednym z wielu spotkanych na trasie gajów oliwnych. Pokrzepiliśmy ducha medytacją Słowa Bożego i podziwiając czarujący pejzaż w świetle zachodzącego słońca doszliśmy na miejsce noclegu. Zanim udaliśmy się na spoczynek, nasz brat osioł również miał swoją małą, włoską ucztę – degustazione – czyli próbkę kilku wyśmienitych regionalnych specjałów tamtejszej kuchni.

Kolejny dzień wyprawy rozpoczęliśmy wspólnym śniadaniem, po którym miłośnicy kawy udali się do pobliskiej kawiarni na obowiązkową filiżankę aromatycznego włoskiego cappuccino. Z modlitwą św. Franciszka na ustach ruszyliśmy w stronę Trevi, urokliwego miasteczka położonego na zboczu Monte Serano. Po drodze podziwialiśmy malownicze oliwne gaje i napełnialiśmy się pięknem górskich widoków. Zanim dotarliśmy do Trevi odwiedziliśmy jeszcze erem dello Allodole, czyli pustelnię „Skoworonków” założoną przez s. Marię. Po krótkiej modlitwie i wizycie w jednej z grot pustelników wróciliśmy na szlak.

Trevi przywitało nas żarem lejącym się z nieba. Jednak jak na prawdziwych pielgrzymów przystało nie straszne nam żadne warunki i po krótkim odpoczynku i obiedzie wyruszyliśmy urokliwymi uliczkami miasteczka w kierunku franciszkańskiego kościoła pw. św. Marcina, aby tam poprosić o możliwość odprawienia Mszy Świętej. Zostaliśmy przyjęci z wielką radością i otrzymaliśmy więcej niż to, o co prosiliśmy. Po Eucharystii gospodarz miejsca zaprosił nas na kawę i sam usłużył nam przy stole. Kiedy chcieliśmy już wyruszać w dalszą drogę jedna z sióstr klarysek, których klasztor mieścił się przy kościele, przygotowała nam małą niespodziankę. Zaprowadziła nas do rozmównicy, w której czekała na nas młoda postulantka. Z promiennym uśmiechem i niekrytą radością przywitała nas w naszym ojczystym języku. Jak się okazało miała polskie korzenie i kiedy usłyszała nasz śpiew w kościele bardzo chciała się z nami przywitać. Podzieliła się z nami swoim świadectwem swojego życia i obiecała modlitwę. Ze wzruszeniem opuściliśmy klasztor i ruszyliśmy w kierunku Foligno.

Na tym etapie wyprawy dało się już odczuć ból nóg i pleców, ale nie poddawaliśmy się, gdyż do celu naszej pielgrzymki już tylko 22 kilometry!!

Po krzepiącym odpoczynku rozpoczęliśmy zwiedzanie Foligno. Najpierw wizyta w katedrze św. Felicjana pamiętającej jeszcze czasy św. Franciszka. Potem plac, na którym Franciszek sprzedawał sukna ze sklepu swojego ojca. A na koniec wizyta u św. Angeli z Foligno. Po krótkiej modlitwie wyruszyliśmy z powrotem na szlak, a kolejnym punktem naszej wyprawy było starożytne misateczko Spello, historia którego sięga I w p.n.e. Dłuższą chwilę spędziliśmy w kolegiacie Santa Maria Maggiore z XII w. Podziwialiśmy znakomite dzieła sztuki z freskami Perugino i Pinturicchio na czele. Urokliwe uliczki wypełnione kwitnącymi kwiatami zaprowadziły nas na taras widokowy, z którego podziwialiśmy całą przebytą drogę od Spoleto poprzez Trevi, Foligno aż do Spello. A przed nami ostatni górski etap wyprawy. Krótka narada, który szlak wybieramy: łatwy, trudny, czy ekstremalny…. Zgodnie stawiamy na trudny. Choć jak się potem okazało niewielka różnica dzieliła szlak trudny od ekstremalnego.

Było to zdecydowanie najtrudniejsze podejście całej naszej pielgrzymki. W spiekocie i z kurczącymi się w zawrotnym tempie zapasami wody wspinaliśmy się coraz wyżej i wyżej. Jednak dobre humory nas nie opuszczały i podtrzymując się na duchu doszliśmy do ostatniego punktu szlaku przed Asyżem – pustelni Carceri. Nawet zaryglowana brama i rychła godzina zamknięcia nie powstrzymały nas przed wejściem – ku naszemu zdziwieniu zostaliśmy przyjęci z ogromną otwartością, a nasze zapasy wody zostały uzupełnione po brzegi! W szybkim tempie zwiedziliśmy erem wpisany wraz z Asyżem na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Odwiedziliśmy grotę, w której mieszkał św. Franciszek, pomodliliśmy się krótko i skierowaliśmy nasze kroki w kierunku Asyżu, który malował się już wyraźnie przed naszymi oczami.

Po około 40 minutowym marszu na bardzo obolałych już stopach osiągnęliśmy cel naszej wyprawy – Asyż zdobyty!! Wielka radość i ulga. Jakby nowe siły wstąpiły w nogi, które poniosły nas przed Bazylikę św. Franciszka. Choć zapadł już zmrok cieszyliśmy się chwilą i urzekającym widokiem wspaniałego i jakże bogatego kościoła.

Następnego dnia pierwsze kroki skierowaliśmy właśnie do Bazyliki, gdzie uczestniczyliśmy we Mszy św. przy grobie św. Franciszka. W osobistej modlitwie podziękowaliśmy za łaskę naszej wyprawy, przynieśliśmy swoje intencje i ofiarowaliśmy wszystkie trudy pielgrzymki. Następnie udaliśmy się do Bazyliki św. Klary, w której wisi oryginalny krzyż z San Damiano i gdzie znajduje się grób Świętej. Odwiedziliśmy dom rodziców św. Franciszka, a po drodze do katedry Matki Bożej Anielskiej zwanej Porcjunkulą zajrzeliśmy do kościoła San Damiano, w którym św. Franciszek usłyszał głos „Idź i napraw mój dom”.

I tutaj zakończyliśmy naszą pielgrzymkę pełną trudów, bólu, wysiłku i pokonywania siebie, ale jednocześnie obfitującą we wspaniałe doświadczenia, duchowe poruszenia i urokliwe pejzaże, które zapiszą się w naszych sercach na długo.

W drodze powrotnej zaliczyliśmy jeszcze spacer po Rzymie, który okazał się nie lada wyzwaniem dla zmęczonych i obolałych już nóg. W zawrotnym tempie przebiegliśmy przez najważniejsze miejsca Wiecznego Miasta, a uwieńczeniem była wizyta na Placu Św. Piotra w Watykanie. Niestety gigantyczna kolejka uniemożliwiła nam wejście do Bazyliki, jednak potraktowaliśmy to jako znak, że rzymską wycieczkę należy powtórzyć. Być może w nieco wolniejszym tempie i oczywiście powiększonym składzie!

Nie sposób opisać całego bogactwa miejsc, widoków i smaków, które towarzyszyły nam przez całą wyprawę. Każdy z nas przeżył coś bardzo wyjątkowego i osobistego. A przede wszystkim mogliśmy bardziej zaprzyjaźnić się ze świętym z Asyżu, który nie opuszczał nas ani na krok i wciąż tak wiele ma nam do przekazania…

„Aby zostać świętym potrzeba mało teorii, ale dużo praktyki” św. Franciszek

Agata