Jesteśmy bowiem pielgrzymami przed twoim obliczem… (1 Krn, 15). "Wszyscy jesteśmy pielgrzymami, istotami podlegającymi przemianom’’ (z rozdział V książki "Twoje szczęście jest w tobie’’). "Przekraczanie siebie – wyzwanie do uczynienia czegoś, co wydaje się właściwe i rozsądne, a od czego stroniliśmy powodowani lękiem". Przemyślane wyjście ze "strefy bezpieczeństwa’’. Wyjazd do Taizé jest dla mnie przekraczaniem siebie. Pojechałam tam sama, nie znałam nikogo, nigdy wcześniej nie byłam tam nawet tydzień i zdecydowałam się przyjechać na miesiąc. Świadectwo

TAIZÉ - ZAUFANIE

W sierpniu przez miesiąc byłam wolontariuszką w Taizé we Francji we wspólnocie braci założonej w trakcie II wojny światowej przez brata Rogera. Chciałabym opowiedzieć wam nie tylko o moim pobycie w wiosce, powodach wyjazdu ale może przede wszystkim o tym w jaki sposób Bóg działa w moim życiu przekonując mnie, że warto Mu zaufać, odrzucić lęk, dlatego, że to właśnie On jest źródłem pokoju i odwagi.

W jaki sposób znalazłam się w Taizé? Pod koniec tamtego roku miałam mnóstwo trudności w wierze i wątpliwości. Wydawało mi się, że Bóg daje mi pragnienia, które są dla mnie trudne i mnie z nimi zostawia. Nie rozumiałam Bożego sposobu myślenia, więc coraz częściej rezygnowałam z modlitwy. Dlatego też uznałam, że najlepszym postanowieniem adwentowym będzie praca nad zaufaniem Bogu, że w sprawie o którą się modlę jest mnie w stanie wysłuchać.

W tym czasie widziałam plakaty porozwieszane w różnych miejscach w Lublinie na temat Europejskiego spotkania Taizé, które miało się odbyć w Rzymie. Zainteresowało mnie to, ale nie wiedziałam co to w ogóle jest. Koleżanka, która była w Taizé opowiedziała mi na ten temat i dała płytę, na której było przedstawione życie w wiosce i idea Europejskich spotkań. Na kilkuminutowym nagraniu 9 razy pojawiło się słowo zaufanie, a pierwsze zdania z tego nagrania brzmiało: ,,Młodzi ludzie. Którzy tydzień po tygodniu przyjeżdżają do wioski - Taizé stawiają pytanie: czy istnieje coś co sprawia, że życie staje się piękne, co daje wewnętrzną radość? Tak, istnieje. Jedną z takich rzeczy jest zaufanie’’. Po tych słowach już wiedziałam, że chce pojechać do Rzymu.

Europejskie spotkania młodych odbywają się co roku od ponad 30 lat. Na przełomie grudnia i stycznia bracia opuszczają swoją wioskę i wyruszają do jednego z większych europejskich miast, aby tam spotkać się z tysiącami młodych osób z całego kontynentu, którzy przyjeżdżają tu, by wspólnie modlić się, rozmawiać, szerzyć pojednanie między wyznaniami chrześcijańskimi i pokój między ludźmi i narodami. Te spotkania są kolejnymi etapami ,,pielgrzymki zaufania przez ziemię’’. Najważniejsze w Rzymie były dla mnie dwa momenty. Pierwszy z nich to jedna z modlitw, podczas której śpiewany był jeden z kanonów: Il Signore ti ristora. Dio non allontana. Il Signore viene ad incontrarti. (Pan cię odnawia, Bóg cię nie zostawia. Pan przychodzi, by spotkać się z Tobą). Czułam, że te wielokrotnie powtarzane słowa przenikają mnie, a Bóg działa w moim sercu. Drugim ważnym momentem była dla mnie adoracja krzyża. Każdy kto chciał mógł przyjść i w ciszy adorować krzyż kładąc na nim swoje czoło i powierzając Bogu swoje troski. Spędziłam tam wtedy kilka godzin. Czytałam list obecnego przeora wspólnoty - brata Aloisa na rok 2013. Pisał on: ,,Zaufanie do Boga w dzisiejszych czasach jest czymś coraz mniej oczywistym i wymaga osobistego wyboru. Zaufanie do Chrystusa pomaga nam pokładać ufność w przyszłości i w innych ludziach. Wyzwala w nas zdolności twórcze. Zaufanie to decyzja, którą każdy z nas może podjąć. I ty musisz podjąć tą decyzję. Nikt za Ciebie tego nie zrobi!’’ I tam w bazylice Świętego Krzyża w Rzymie podjęłam decyzję, że zaufam Bogu, chociaż wydawało mi się to zupełnie nierealne. Nie wiedziałam wtedy, że Bóg może i bardzo chce podarować mi łaskę zaufania.

Po powrocie starałam się pracować intensywnie nad moim zaufaniem do Boga. Czytałam na ten temat. Odmawiałam często modlitwę zawierzenia i próbowałam wcielać ją w życie. Szczególnie podobały mi się słowa: ,,Zawierzenie jest to zamiana niepokoju na modlitwę’’. Zgodnie z nimi, gdy zaczynałam się czymś martwić albo denerwować modliłam się tak długo, aż to wszystko się uspokoi. Codzienne mówienie: Jezu ty się tym zajmij i na nowo podejmowanie decyzji zaufania, zaowocowało pokojem w sercu, poczuciem, że Bóg jest przy mnie oraz wiarą w to, że moje życie może się stać radosnym oczekiwaniem na spełnienie mojego pragnienia. Pomógł mi w tym również taniec Darkenu – Nasza droga. Gdy tylko usłyszałam jego melodię musiałam się go nauczyć. Słowa tego tańca: Zaufaj a w twoim sercu zapanuje błogosławiony pokój! Tą drogą nie będziesz szedł sam, ja będę z Tobą.

Już właściwie w styczniu podjęłam decyzję, że chcę pojechać tym razem już do wioski Taizé we Francji, ale tak jak większość osób na tydzień. Później dowiedziałam się też, że można zostać na miesiąc i dłużej jako wolontariusz. Zastanawiałam się nad tym, ale wciąż brakowało mi odwagi. Pewnego dnia szukałam jakiegoś fragmentu w Piśmie Świętym i otworzyło mi się akurat na słowach: ,,Jesteśmy bowiem pielgrzymami przed twoim obliczem…’’ (1 Krn, 15) ,,Bądź mocny i dzielny, a wykonaj to! Nie lękaj się i nie przerażaj, bo Pan Bóg, mój Bóg, będzie z tobą, a nie opuści cię ani nie zostawi Cię, aż będą wykonane wszelkie prace przy obsłudze domu Pańskiego. A oto zmiany kapłanów i lewitów do wszelkiej obsługi domu Bożego, którzy będą z tobą w każdej pracy; każdy ochotny i zdolny do różnych posług...’’. (1 Krn, 20-21). Czytałam później te słowa kilkadziesiąt razy. Wierzę, że Bóg chciał mi poprzez te słowa dodać odwagi i przez te pół roku z dużym pokojem myślałam o wyjeździe.

W lipcu byłam na warsztatach tańca w Żdżarach. Po wspólnej adoracji położyłam się spać pełna wątpliwości. Bałam się przede wszystkim tego w jaki sposób Bóg będzie chciał działać w moim sercu podczas pobytu w Taize. Nie mogłam spać, wstałam o 6 i nie wiedząc, co ze sobą zrobić o tej porze, zaczęłam czytać fragmenty z Pisma Świętego. Natrafiłam akurat na taki, który był odpowiedzią na moje wątpliwości. ,,Ty się jednak nie bój, sługo mój, Jakubie, nie lękaj się, Izraelu, albowiem Ja cię wybawię z dalekiego kraju. Twoje potomstwo z ziemi jego wygnania. Powróci Jakub i będzie zażywał nie zmąconego niczym pokoju, a nikt go nie będzie trwożył. Nie bój się, sługo mój, Jakubie – wyrocznia Pana – bo jestem z tobą...’’. (Jr, 27-28)

PRACA W TAIZE

Codziennie wolontariusze mają ok. 4-6 godzin pracy, która jest niezbędna, aby przyjąć po kilka tysięcy młodych ludzi tygodniowo. Pracowałam w różnych miejscach: zmywanie naczyń po kilkuset osobach, w Economacie, sprzątanie pokoi, kościoła, toalet, pilnowanie ciszy w source (znajduje się tam tzw. Źródełko Św. Szczepana i małe jeziorko. Jest to specjalne miejsce, gdzie można odpocząć w ciszy). Jedną z moich ulubionych była praca w Olindzie (miejsce gdzie mieszkają rodziny z dziećmi) jako animatorka w grupie dzieci od 9-11 lat. Przez cały tydzień dzieci poznawały one historię Józefa i jego braci. Oprócz wspólnej zabawy, wykonywaliśmy różne prace plastyczne. Na znak tego, że Bóg potrafi nawet zło przemienić w dobro zrobiliśmy parasolki ze śmieci. Tak jak się to stało w życiu Józefa. (Trafił do więzienia, ale dzięki temu mógł wyjaśnić sen faraona i został jego zarządcą). Tak jak Józef ma talenty, tak również dzieci miały narysować siebie jako super bohatera z super talentami.

Exposition jest to sklep, gdzie można kupić wyroby braci, książki, płyty z kanonami, ikony i inne pamiątki. Bracia wykorzystują swoje talenty i np. wyrabiają przepiękne kolorowe naczynia, które klienci kupowali a ja miałam za zadanie owijać w papier i pakować w kartony, aby się nie stłukły w czasie podróży. Bardzo lubiłam tą pracę, bo cały czas miałam kontakt z ludźmi. Mogłam porozmawiać z innymi po angielsku, francusku. Pracowałam z dwoma dziewczynami z Chin, które były bardzo sympatyczne i zabawne. W dwie niedzielę pracowałam w Rubbish collection. Wymienialiśmy pełne worki na czyste i później segregowaliśmy te śmieci po kilku tysiącach osób. Pracowałam w parze z chłopakiem z Niemiec. Zabrakło nam czystych worków na śmieci, zaś w następnym koszu na śmieci znaleźliśmy więcej niż 15 pustych worków na śmieci. Zaskoczyły mnie jego słowa: Dziękujemy Ci Boże, że dałeś nam te worki i nie musimy przerywać pracy. (Będę z Tobą w każdej pracy – 1 Krn, 15 - nawet gdy będziesz zbierała śmieci).Ten chłopak był w drodze do Santiago de Compostela w Hiszpanii. Kilka miesięcy szedł z Niemiec do Taizé i teraz jest tu wolontariuszem, a później wyruszy dalej szlakiem Św. Jakuba. Przez tydzień pilnowałam porządku w kościele przed i po wieczornej modlitwie. Moja praca polegała na upominaniu osób, które ubrały się lub zachowywały niestosownie. Zdarzały się różne sytuacje: ktoś jadł jabłko, rozmawiał, śmiał się, położył się na podłodze i chrapał, robienie zdjęć, dziewczyny nawzajem robiły sobie warkoczyki, pary, które siedziały i zachowywały się w różne dziwne sposoby. Ta praca była dla mnie bardzo ważna, gdyż nauczyłam się zwracać innym uwagę, mówić, że nie podoba mi się ich zachowanie i argumentować swoje zdanie w języku angielskim. Część osób lekceważyła to co mówiłam i patrzyła na mnie jak na osobę nadgorliwą, która nie ma prawa zwracać im uwagi. Przed każdą pracą mieliśmy spotkanie z osobą odpowiedzialną, która tłumaczyła nam w jaki sposób mamy ją wykonywać. Brat mówił nam, że nie chcemy wyganiać ludzi z kościoła. Chcemy, żeby oni w nim pozostali. Nie możemy zrobić wszystkiego, ale robimy wszystko, co w naszej mocy. Pamiętając że każda z tych osób jest człowiekiem podchodzimy do niej z uśmiechem i miłością w sercu.

MODLITWA

Bracia razem z młodymi osobami, które przybyły do wioski 3 razy dziennie: rano, w południe i wieczorem spotykają się na modlitwie w kościele pojednania. Centralnym punktem tych modlitw jest odczytanie w kilku językach słowa Bożego oraz przepiękne śpiewy – krótkie wersety w różnych językach, do których słowa pochodzą z psalmów. Niezwykle ważnym momentem jest cisza, trwająca ponad 5 minut. Dla mnie ta cisza była niezwykłym doświadczeniem, wprowadzała pokój do mojego serca i pozwalała na to, by usłyszane Słowo Boże i słowa, które śpiewałam głębiej zapadły w serce. Te chwile ciszy dawały mi taką wolność i poczucie, że nawet gdy nic nie mówię, a tylko spokojnie trwam przy Bogu, to już jest modlitwa. Tęsknie do tej ciszy. Dlatego też moim ulubionym miejscem w wiosce był mały romański kościółek, w którym bracia modlili się kilkadziesiąt lat temu. Tam nie ma człowieka co rozpraszać, bo w tym kościele praktycznie nic nie ma: mały krzyż po prawej stronie, ikona po lewej, surowy klimat wnętrza. Panują ciemności, nie ma okien, palą się tylko małe świeczki i na wprost wejścia są dwa małe witraże. Idealne warunki do modlitwy i skupienia. Istnienie również możliwość przyjazdu do Taizé i spędzenia tygodnia w ciszy.

(Bardzo ważnymi dniami w ciągu tygodnia w Taizé jest piątek, sobota i niedziela. W czwartek brat Alois – przeor wspólnoty wygłasza krótkie przemówienie do zgromadzonych osób w różnych językach. W piątek - adoracja krzyża. Podczas sobotniej modlitwy przed czytaną ewangelią od świecy zmartwychwstania zapalane są świeczki, które każdy trzyma w dłoniach na znak zmartwychwstania. Panuje klimat święta, radości.) W Taizé na wspólnej modlitwie spotykają się chrześcijanie różnych wyznań. ,,Ten ekumenizm modlitwy nie zachęca do łatwej tolerancji. Przyczynia się do odpowiedzialnego słuchania się nawzajem i prawdziwego dialogu’’ (brat Alois). W pierwszym tygodniu miałam codziennie wprowadzenie biblijne oraz dzielenie się Słowem Bożym w małych grupach. Później 2 razy w tygodniu.

SPOTKANIE Z DRUGIM CZŁOWIEKIEM

Podczas tego pobytu mogłam uczyć się zaufania do drugiego człowieka. Codziennie spotykałam tak różniące się ode mnie osoby. Mające inny kolor skóry, pochodzące z różnych państw, mówiące innymi językami, będące innego wyznania, ale to nie przeszkadzało nam w pracy, wzajemnym poznawaniu się, dzieleniu się swoim życiem. W kościele pracowałam z osobami z Boliwii, Mali, Nigerii, Czadu, Indii, Chin, Niemiec, Szwajcarii, Francji, Ukrainy, Litwy. Fakt, że pojechałam do Taizé sama, nie znając nikogo sprawił, że musiałam być otwarta na nowe znajomości, czego często unikałam, będąc w Lublinie.

Razem z pozostałymi wolontariuszkami mieszkałam w miejscu, które nazywa się Madras. To życie we wspólnocie było niesamowitym doświadczeniem. I już teraz tęsknie do tego. Wspólnie spożywałyśmy posiłki, a raz w tygodniu miałyśmy godzinne dzielenie się, które prowadziły siostry Św. Andrzeja (międzynarodowe katolickie zgromadzenie zakonne). To one również rozdzielały pracę i zajmowały się nami. Podczas dzielenia rozmawiałyśmy o słowach brata Rogera, historii wspólnoty. Jedno z takich spotkań miało specjalny charakter i miało na celu wspólną integrację. Każda z nas miała przebrać się za jakieś zwierzę oraz w grupach przygotować różne zabawy, tańce, piosenki z różnych państw - Madras zoo. Spotkałam wiele osób, które dzieliły się inspirującymi pomysłami: droga do Santiago de Compostela, wyjazd do Ekwadoru jako wolontariuszka, aby uczyć dzieci gry na wiolonczeli.

Raz w tygodniu miałam również spotkanie z moją contact sister. Była nią siostra Isabel z Francji. Mogłam z nią porozmawiać o moich pobycie w wiosce, wątpliwościach, zadać pytania. Początkowo trudno było mi rozmawiać na takie tematy w języku angielskim, ale siostra nieustannie się do mnie uśmiechała i miała mnóstwo cierpliwości, gdy nie mogłam przypomnieć sobie jakiegoś słowa. W każdą niedzielę wolontariuszki z Polski spotykały się na herbatce z polskimi siostrami Urszulankami (siostra Ewa i siostra Ania), które mieszkają w Taize i pomagają braciom przyjmować dziewczęta z Europy wschodniej.

Wyjazd do Francji był moim marzeniem. W tamtym roku rozpoczęłam drugi kierunek: filologię romańską (język francuski). Mimo, że uczę się tego języka dopiero rok i niewiele jeszcze umiem, to bardzo lubię słuchać Francuzów, mimo, że często ich nie rozumiem. Był to również czas odkrywania bogactwa języków. Każdy z nich ma swój rytm, akcent, dźwięki, melodię. Bardzo lubię uczyć się języków obcych i fascynuje mnie ta ich różnorodność. Workshopy na różne tematy: Bóg, muzyka, ikony, solidarność, realizowanie pokoju, przygotowywane przez osoby z różnych kontynentów na temat ich państw.

Poczucie, że Bóg jest przy mnie. W trakcie tego wyjazdu czułam, że Bóg potrzebuje mojej obecności tutaj z dala od codziennych spraw, modlitwy w kościele po kilka godzin dziennie, żeby mógł działać we mnie. Wiedziałam też, że po tym czego tam doświadczyłam w Taizé nie wrócę już do domu taka sama. Że Bóg chce przemienić każdy mój lęk w odwagę. Nie po to przez Swoje słowo mówi do mnie: Nie bój się, nie lękaj się, nie przerażaj się, nikt cię nie będzie trwożył, jestem z tobą, nie zostawię cię, nie opuszczę cię. Bądź mocna i dzielna, a wykonaj to. Również wiele razy podczas modlitwy słyszałam jak jeden z braci wypowiadał słowa: Zaufanie Bogu sprawia, że w naszych sercach znika lęk i pojawia się pokój, który odwaga. Bardzo nie lubię wystąpień publicznych i zawsze starałam się ich unikać ile tylko się dało. To, że tu teraz stoję i mówię to dla mnie jest taki mały wielki cud.