Robert Iwanejko

Dominów, 7 grudnia 2020 r.

Jezus żyje!
Doświadczenie „33 dniowych rekolekcji’ mogę przyrównać do zaspanego, chodzącego człowieka, nie w pełni świadomego, który w pewnym momencie z całą siłą uderza głową o ścianę i budzi się z "błogosławionym bólem". Bólem przejrzenia na oczy. Opamiętania, refleksji nad swoim życiem, postępowaniem i świadomości swojej ziemskiej egzystencji. Dla mnie to kolejny przełom, którego potrzebowałem w marazmie swojej codzienności. Uświadomienia sobie swojej pychy i egoizmu. Odkrycia relacji z Maryją i Jezusem oraz pragnienia jej dalszego pogłębiania. Stawania się lepszym dla rodziny i otaczających nas ludzi. Trzeźwego, po "uderzeniu głową o ścianę", myślenia. Z większości poruszanych tematów, z ich istoty nie zdawałem sobie sprawy.  

 

Dominów, 7 lutego 2021 r.

Tak brzmiało moje świadectwo przesłane w trakcie rekolekcji, które zakończyłem 12 grudnia 2020 r. Ale jak to w życiu bywa, po czasie „duchowego pokarmu” i bogactwa doświadczenia wiary, przyszło mi zmierzyć się z codzienną egzystencją. Z przykrością patrzyłem na siebie, jak łatwo wrócić do swoich przywiązań i jak trudno zdać egzamin w chwilach trudnych doświadczeń, które miały miejsce po Świętach Bożego Narodzenia. Nawarstwienie kilku spraw, między innymi trudne zachowania niepełnosprawnego syna, moja bezradność w tych sytuacjach, a także skumulowanie obowiązków w pracy, rodzinie i innych czynników, potrafiły zachwiać moją, jak mi się wówczas wydawało, mocną wiary. Nic bardziej mylnego. Wróciły mi pytania o sens cierpienia syna i wyrzuty względem Boga. Można było spodziewać się walk po tych rekolekcjach, lecz ich siły nie przewidziałem. Ale tak miało być. I dobrze. Często zdarza się, że szybko zapominamy o przeżytych rekolekcjach. Trudne doświadczenia pozwoliły mi ponownie wrócić do zawartych w nich treści, do czego zresztą autorzy nas zachęcali.

Dodatkowo rekolekcje sylwestrowe, a dokładnie treści z Listów św. Pawła do Tesaloniczan, podkreśliły obowiązek i wartość pracy, dla mnie osobiście pojmowanej w aspekcie duchowym. „Kto nie chce pracować, niech też nie je!” – 2 Tes 3, 10. Więc skoro lubię i chcę jeść, to naturalnie muszę pracować. Proste! Fizycznie pracować bardzo lubię, ale duchowo już trudniej. Od młodości praca kojarzy mi się ze św. Józefem. A św. Józef z 33 dniowymi rekolekcjami, podczas których codziennie przez wstawiennictwo św. Józefa modliliśmy się o wytrwałość w ich przeżywaniu oraz zawierzenie Jezusowi i Maryi. Zdałem sobie sprawę, że po rekolekcjach zabrakło w moim życiu jakiejkolwiek modlitwy przez wstawiennictwo św. Józefa. Teraz już wiem, że trudne doświadczenia, wspomnianego okresu, miały sens. Zmobilizowały i mobilizują mnie do duchowej pracy. Zbliżyły i zbliżają do osoby św. Józefa, do chęci poznawania Go. A poprzez poznawanie Jego trudnej i szlachetnej roli jako opiekuna Jezusa i Maryi, Jego cech świętości, pogłębianie swojej słabej wiary.

Dziękuję Panu Bogu. Jemu chwała na wieki.